poniedziałek, 16 czerwca 2014

Nudy o mnie i koło mnie

"Człowiek podły, bez empatii, zatrzymany w średniowieczu."

Powyższy tekst oddaje mój charakter. Taki już jestem i tego nie zmienię. Z założenia nie rzygam tęczą, nie podskakuję jak mała (a właściwie 120+ kilowa) różowa piłeczka, empatii nie mylmy z naiwnością. Jednakże powyższy opis charakteryzuje mą skromną osobę jedynie w osiemdziesięciu procentach. Pozostałe dwadzieścia ktoś kiedyś, po wypiciu iluś tam pięćdziesiąteczek ciepłej czystej, puszczając hafta w "mój" piękny, wynajmowany sedes, podczas trzymania go za resztkę wypadających włosów nagłownych, wyartykułował/wyseplenił/wyczkał:

"Przemiły człowiek, dusza towarzystwa, niesamowicie pomocny, z oryginalnym i wyszukanym poczuciem humoru".

Tak, majaczył. To pewnie od nadmiaru alkoholu we krwi. Pewnie dlatego tak rzadko piję, bo jeszcze głupot nagadam i ktoś pomyśli, że da się ze mną żyć.

No właśnie. Jeśli chodzi o życie z kimś, to aktualnie znowu jestem do wzięcia. Jakby co, to priv ;) Mieszkam z psem, labradorem. On mnie bezgranicznie kocha i jest wierny. Nie ma wyjścia, bo żreć musi.

Preferuję nocny tryb życia. Wszyscy wtedy śpią, mogę się skupić i spokojnie popracować. Przed komputerem spędzam większość życia, pewnie dlatego mam zajebistą skoliozę. "Pracuję" do 5-7 nad ranem, wstaję o 13-14. Wieczorkami od biedy uraczam znajomych spotkaniem, patrzę w sufit, czasem ogołocę kogoś w pokera. Prowadzę spółkę, jedną czy trzy, kto by to liczył... Pracuję zdalnie, czasem tylko jadę do biura, kiedy już tak się nudzę, że najdzie mnie na to ochota, lub po prostu muszę, bo świat się wali, sodoma i gomoria, jak to mawiał Ferdynand K.

Od dziesięciu lat mieszkam i "pracuję" w tym mieście, które jest "miastem spotkań". Fakt, po zmierzchu można wiele zapitych mord spotkać. W pysk też można oberwać.
Przez lata sukcesywnie przeprowadzałem się coraz dalej od centrum, żeby w końcu wylądować na totalnym zadupiu, odludziu. W miejscu, gdzie psy dupami szczekają a mgła konie dusi. Jest zajebiście. Tu nawet żule nie docierają, cisza spokój, tylko ruski IŁ przeleci, to tak wszystko się trzęsie, że słychać sąsiadkę przeżywającą orgazm. Koczuję w domku, z olbrzymim ogrodem (zmierzone dalmierzem laserowym 17m2, wyłożone korą i chwastami - mój pies czasami ma problemy natury "hmm, gdzie tu się dzisiaj wysrać na tych hektarach lasów i łąk?"). Do grzania tej studni bez dna posiadam wyczesaną pompą ciepła, którą szlag w ubiegłym roku trafił i grzała prądem. Jedyne dziesięć koła za sezon... 

Cały czas mieszkam na wynajmowanym, wynika to z lenistwa i wygody. Do tej pory wolałem płacić (czasem bardzo słono) i "mieć spokój", nie denerwować się pierdołami w stylu "pies zeżarł ścianę".

Warto też wiedzieć, że cholernie niecierpliwa ze mnie bestia. Uznaję zasadę, że "płacę, żądam", dlatego zakup mieszkania od dewelopera będzie dla mnie straszliwą męką, bo mimo, że płacę, czekać muszę - i to miesiącami...

Zapraszam Cię, Drogi Czytelniku (kurwa, brzmię jak autor porad kulinarnych w tygodniku "Nowoczesna Stara Panna Domu") do czytania mego przeskromnego bloga, przeszytego pozytywną energią feng-shui. Pamiętaj jednak, że jak już będziesz chciał rzygnąć tęczą, to skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.